“Zaczynał jako asystent Aleksandra Forda – reżysera, który rządził polską kinematografią w latach pięćdziesiątych – czyli miał wpływowego protektora.”
“Miał doskonałych scenarzystów: Stawiński, Andrzejewski, Iwaszkiewicz, Reymont, Mickiewicz, Wyspiański, Żeromski… Przy takich nazwiskach trudno nie zrobić dobrego filmu.”
“Starannie dobierał asystentów, którzy odwalali całą reżyserską robotę.”
“Było kilku lepszych od niego: Munk, Has, Kawalerowicz, nie mówiąc już o Polańskim czy Skolimowskim.”
“Zrobił masę świetnych filmów i tyle samo marnych, przez całe życie umiejętnie płynąc z prądem zmian zarówno tych komunistycznych, jak solidarnościowych, nigdy oficjalnie i jednoznacznie nie opowiadając się za jedną bądź drugą stroną.”
“Pod koniec swojego życia zbyt mocno, wręcz demonstracyjnie, zaangażował się w spór polityczny, czym zniechęcił do siebie połowę Polaków.”
Te i wiele innych krytycznych uwag o życiu i twórczości Andrzeja Wajdy przewinęło się ostatnio w mediach po śmierci reżysera.
Zawsze oddzielam twórczość ludzi kina od ich działalności pozaartystycznej, zwłaszcza politycznej. Gdybym na kino, muzykę czy literaturę patrzył przez pryzmat moich libertariańskich poglądów nie obejrzałbym większości filmów (w tym wszystkich Oliviera Stone’a), nie przeczytał połowy książek i przestał słuchać Bruce’a Springsteena. Podobnie jest z aktorami. Cenię i podziwiam ich talent, ale ostatnim z wielkich, który miał coś mądrego do powiedzenia poza planem był Marlon Brando, dlatego wolę, gdy przekazują myśli Szekspira, nie swoje. Przypadek Andrzeja Wajdy, ale i każdego innego polskiego twórcy, jest trudniejszy, bo przez ostatnie dziesięciolecia nasz kraj był szarpany polityczną walką, przeszedł ogromne zmiany, a jego filmy nie opowiadają o przygodach Koziołka Matołka. Jego filmy to lustro, w którym dostrzeżemy nas samych, nasze wady, zalety, mity, symbole, naszą historię widzianą wprawdzie nie oczami historyka ale artysty, subiektywnie, na tyle na ile pozwalała cenzura, przed rokiem 90-tym oficjalna – państwowa, dzisiaj ukryta, choć dalej obecna. Wyłania się z niej arcyciekawy i mocno skomplikowany obraz Polski i Polaków. Niepełny, ale bliski prawdy, o ile w ogóle jakaś jedna prawda istnieje.
Andrzej Wajda był najwybitniejszym polskim reżyserem filmowym. Czy byli inni równie dobrzy? Byli, ale nie dane im było tak długo żyć (Munk, Kieślowski), albo stworzyli mniej wybitnych filmów (Has, Kawalerowicz, Zanussi), albo zrobili jeden, dzieło życia (Morgenstern – Do widzenia, do jutra), albo tworzą poza Polską (Skolimowski, Polański), albo… No właśnie, zawsze jest jakieś albo. W przypadku Andrzeja Wajdy nie ma. Oto dziesięć powodów dlaczego tak uważam:
1. Kanał
Pierwszy polski film o powstaniu warszawskim. Władze zabroniły używania terminu Armia Krajowa, powstańcy w filmie są więc… powstańcami, ale i tak wiemy o kogo chodzi.
Krytycy francuscy, po pokazie w Cannes byli filmem zachwyceni. Panie Wajda, świetny film! I te kanały! Doskonały pomysł! Jak pan na to wpadł? Hmm… W tym miejscu powinienem się zacząć znęcać nad Francuzami, nad ich ruchem oporu i wiedzą na temat drugiej wojny, ale lepiej zrobili to Anglicy w serialu Allo, allo!
Z tematyką powstania próbowało się zmierzyć wielu polskich filmowców. Żadnemu się nie udało dorównać arcydziełu Wajdy. Blisko był Jan Komasa. Jego Miasto 44 jest filmem bardzo emocjonalnym, mistrzowskim od strony realizatorskiej, niektóre sceny wbijają wręcz w fotel, ale symbolika, która zapewne miała być ukłonem w stronę Mistrza wypada blado, wręcz śmiesznie i może zadowolić najwyżej gimnazjalistów. Było blisko. Nie udało się. Szkoda.
2. Popiół i diament
Gdyby ten film powstał na Zachodzie byłby arcydziełem kinematografii światowej, „płonące kieliszki” weszłyby do obowiązkowego kanonu nauczania we wszystkich szkołach filmowych, a Zbyszka Cybulskiego w ciemnych okularach nosiłyby na T-shirtach wszystkie zbuntowane małolaty od Berlina do San Francisco. Zamiast tego kompromitują swój umysł koszulkami z Che Guevarą.
3. Popioły
Film już zapomniany, podobnie jak powieść Żeromskiego. W PRL-u tematyka napoleońska była omijana szerokim łukiem, bądź przedstawiana jako niepotrzebny, daremny trud. Rażą nieco spore nieścisłości, zbyt swobodny jest reżyserski komentarz do wydarzeń z epoki, ale film nie ma mówić prawdy, ma pokazać wizję autora – artysty. Nie zgadzam się z nią, choć trudno nie docenić próby zmierzenia się z odwiecznym polskim problemem: siedzieć cicho, pozwolić decydować innym i wykonywać ich polecenia, czy działać samodzielnie, nawet kosztem dużych strat? Aktualne do dzisiaj.
4. Wesele
Symbolizm i ekspresja w pełnej krasie. Arcydzieło. Mało czytelne poza Polską. Trudno. Ich strata.
5. Ziemia obiecana
Chyba najlepszy film Wajdy. Chyba najlepszy polski film. Murowany kandydat do Oscara, którego nie otrzymał. Nie dlatego, że był gorszy od zwycięskiego Dersu Uzały Kurosawy, a dlatego, bo w pewnych, wpływowych hollywoodzkich kręgach nie spodobał się sposób, w jaki przedstawiono pewne wpływowe kręgi w Polsce. No cóż… Trudno od Amerykanów wymagać jakiejkolwiek wiedzy o naszej historii. Najpierw musieliby się dowiedzieć, gdzie leży Polska. Ale robią postępy. Wiedzą, że w ogóle istniejemy.
6. Człowiek z marmuru
Pod koniec lat osiemdziesiątych byłem w teatrze na Świętoszku Moliera. Niby niewinna komedia sprzed niemal czterystu lat, ale sposób gry aktorów, akcent na odpowiednie słowa, gesty, samo wyjście Janusza Gajosa na scenę było polityczną aluzją, prowokacją, krytyką systemu i wywoływało salwę braw na stojąco. Takich spektakli było wtedy wiele. Filmów, które opowiadały historie znane, a między wierszami te mniej znane, również. Człowiek z marmuru był pierwszy.
7. Panny z Wilka
Kolejna nominacja i kolejna przegrana, z Blaszanym bębenkiem, wiec ujmy nie przynosi. Świat sprzed stu lat odszedł i nigdy nie wróci. My nie potrafilibyśmy się w nim odnaleźć, Oni tym bardziej w naszym.
” 30 sierpnia 1996 roku piękna, czterdziestodwuletnia Christine Pascal (Tunia z Panien z Wilka) odebrała sobie życie, skacząc z okna paryskiej kliniki psychiatrycznej. (…) Swoim dramatycznym wyborem dowiodła, że nie jest to świat dla istot subtelnych i kruchych. Że nie jest to świat dla Tuni ” – Tadeusz Stefańczyk.
8. Danton
1982 rok. W Polsce stan wojenny. Olbrychski, Pszoniak, Seweryn w Paryżu. Wajda kręci arcyfrancuską adaptację trudnej sztuki Stanisławy Przybyszewskiej Sprawa Dantona z Gerardem Depardieu w tytułowej roli. Ogromne oczekiwania Francuzów, jeszcze większe polskiej, spacyfikowanej opozycji. Co tam się musiało wtedy dziać! Mistrz zrobił film doskonały i… wrócił do Polski.
9. Pan Tadeusz
Wajda, ekranizując Mickiewicza, dokonał rzeczy niemożliwej. Aktorzy wznieśli się na wyżyny swojego rzemiosła. Szapołowska – chapeau bas! Linda nie przeklina, w dodatku mówi wierszem. Nie przeszkadza nawet irytująca maniera Olbrychskiego. Wszystko pięknie zgrane, zagrane, sfilmowane w takt maturalnego poloneza. Można oglądać godzinami.
10. Wałęsa. Człowiek z nadziei
Żartowałem. A szkoda.
Dziesiąty powód jest inny i chyba najważniejszy.
*Tekst powstał z głowy, czyli z tego co zostało mi w pamięci o Andrzeju Wajdzie. Starałem się także nie opisywać treści filmów, bo wszyscy je znamy. Znamy, prawda? W miarę pisania przypominało mi się coraz więcej i ten wpis mógłby być o wiele dłuższy. O żadnym innym reżyserze, może poza Polańskim, nie potrafiłbym więcej napisać. I to jest ten dziesiąty, najważniejszy powód.
Źródło zdjęcia: https://images.app.goo.gl/9iHdkpwvRmTFkLnU9