Ostatnio życie płynie mi bardzo intensywnie. Spędziliśmy pełne radości, dobrej zabawy, spokoju i miłości święta. Wigilia wyglądała dokładnie tak, jak powinna. Przygotowaliśmy ją składkowo, nikt się nie poświęcał i nie oczekiwał wdzięczności. Spędziliśmy wieczór bez wyrzutów, podtekstów i fałszywych uśmiechów. Bardzo doceniam relacje w naszej rodzinie. Nikt nikomu niczego nie wypomina, nikt nie ma o nic do nikogo żalu i jestem głęboko przekonana, że wszyscy uczestnicy tej szczególnej kolacji spotkali się ze sobą pełni entuzjazmu i radości.
W ciągu świątecznych dni niemal zapomnieliśmy o mediach społecznościowych. Byliśmy razem i w końcu ruszyliśmy z budową domu. Właśnie szykuję wpis na ten temat. Starszaki podzieliły ten czas miedzy swojego tatę, a mnie. Udało mi się wyrwać na spotkanie z moją klasą z okazji 25 lat ukończenia podstawówki. Najpierw wahałam się, czy w ogóle iść, potem planowałam wpaść na chwilę, a ostatecznie wróciłam grubo po północy, bo jeszcze odwoziłam do domu koleżankę ze szkolnej ławki.
Czas tuż przed Sylwestrem i w Nowy Rok zdominowała Gabi i jej życie, wizyty jej przyjaciół oraz szaleńcze poszukiwania elementów przebrania na noworoczną jazdę karnawałową, która po raz pięćdziesiąty odbyła się w swoszowickiej stajni.


Ostatnie dni starego roku pochłonęła budowa, która idzie pełną parą. Po trudnych początkach zmieniliśmy ekipę i ruszyło. Wszystko dzięki interwencji kierownika budowy, który stracił cierpliwość do poprzednich robotników szybciej niż my. Postępy prac, ciekawostki z naszych poczynań, doświadczenia, których nabywamy i koszty, możecie śledzić tutaj – szykuję dzisiaj kolejny wpis. Zastanawiam się, czy dom nie dostanie swojego instagrama 😉

Za to moje najstarsze dziecko poświęciło się muzyce. Tym razem odważył się zaśpiewać, to znaczy zakrzyczeć… a właściwie to chyba zascreemować. Z wielodzietnością jest tak, że czasami nie ma jak wyszarpać chwili na skupienie. Dopiero dzisiaj udało mi się uważnie wysłuchać utworu, który został ukończony już kilka dni temu. Mam oczywiście wyrzuty sumienia niemal tak ogromne, jak duma która mnie przepełnia. Chciałabym się nauczyć okazywać dzieciom tę dumę z nich w takiej intensywności, w jakiej pojawia się w mojej głowie, jednocześnie nie obarczając ich zmartwieniami o to, czy sobie poradzą. Bo jestem pewna, że stać ich na wiele. A póki co, wpadajcie posłuchać KLIK. Im więcej odtworzeń, tym większe skrzydła urosną młodym twórcom.
O tym, jak z pespektywy nastolatka wygląda tworzenie muzyki możecie poczytać w jednym z wpisów: KLIK
Pola miała ostatnio trudniejsze dni. Im więcej dzieje się w życiu, tym trudniej jej sobie z tym poradzić, tak jak starszemu bratu. Ona ma jednak więcej szczęścia. Po pierwsze wiem, jakie błędy wychowawcze popełniłam przy Piotrku i mogę się ich teraz wystrzegać. Najstarsze dziecko ma jednak trochę przechlapane, bo wychowywanie go to jedna wielka improwizacja i niepewność. Po drugie Pola ma stabilną sytuację w domu, co daje jej mocne poczucie bezpieczeństwa.
A co z Wojtkiem w tym wszystkim? To mała kopia Roberta: cierpliwy, spokojny i niewymagający. Taki nasz przytulak. Dziecko, które mnie rozczula do granic możliwości. Ciekawa jestem, czy dlatego, że gdy się urodził, pozostali byli już na świecie, nie ma w nim grama zazdrości. Zastanawiam się się, czy ta zazdrość o rodzeństwo w ogóle się pojawi. Czas pokaże.
I jeszcze my. Ja i Robert. Trochę brakuje nam czasu na zadbanie o siebie wzajemnie. Marzę o wyjściu do teatru tylko we dwoje. Może się uda.
Podsumowując – to były bardzo dobre dni, chociaż kilka spraw urzędowych się pogmatwało, nasza cierpliwość do Poli się w pewnym momencie wyczerpała i omal nie skończyło się małżeńskim konfliktem, a widmo covida otarło się o naszą rodzinę. Poradziliśmy sobie jednak ze wszystkim. Bo kto, jak nie my?
Buziaki!