/ luźne zapiski z dziennika pokładowego /
Kolejny raz przesunięto start ponieważ dwie uczestniczki się spóźniły, a ja nie mogę znaleźć w torebce kluczyków od rakiety.
Wreszcie start, no i oczywiście Anna musi właśnie teraz iść siku.
Baza w Houston: Mijacie Księżyc z lewej.
Cholera! Z lewej? Z waszej lewej czy z naszej? U nas jest po prawej. Natalie mówi, że to jest jej lewa. Ewa powiedziała, że się zgubiłyśmy i zaczęła płakać razem z Martą. Marta nie z powodu Księżyca tylko męża, który dziś ją zostawił, bo związał się z nianią ich dziecka.
Izabelle dostała niespodziewanie okres. Kombinezon do prania. Płacze. Eliza powiedziała, że jej się spóźnia o dwa tygodnie . Ma łzy w oczach, bo to może być z kolegą z pracy. Nawet go nie lubi, tak jakoś wyszło. Mąż ją na pewno zostawi jak się dowie.
Patrzymy na oddalający się księżyc. Piękny. Wszystkie płaczemy.
– Mijamy Ziemię.
???
Houston! Houston! Dlaczego mijamy Ziemię?
…Wszystko w porządku, wyjaśnili coś tam o orbitach.
Piekielna awantura w rakiecie. Sprawa jest bardzo poważna, rodząca katastrofalne konsekwencje dla dalszego przebiegu lotu. Postanowiłyśmy zgłosić problem do bazy w Houston. Nie chodzi o awarię rakiety czy systemu, a o rzecz dużo poważniejszą. Houston na razie nie potrafi nam pomóc. Sytuacja robi się dramatyczna. Zastanawiamy się nad przerwaniem lotu.
Houston znalazło rozwiązanie. Rano z łazienki będziemy korzystały w kolejności alfabetycznej naszych imion. To znaczy nie tak znowu rano, bo wszystkie lubimy dłużej pospać.
Irina flirtuje z jednym kontrolerem lotu z Houston. Powiedział jej, że pięknie wygląda w stanie nieważkości a ta zgłupiała. Boże! Ślepy jest czy jak? Włosy, owszem, ma ładne, ale niech popatrzy na jej lewitujący, galaretowaty tyłek.
Anna jest zazdrosna, bo jej się też podoba ten kontroler, a są najlepszymi przyjaciółkami. Szykuje się awantura.
Znowu siadły baterie w wadze. Został ostatni komplet na wymianę. Na dzisiaj zaplanowałam wykład o grawitacji i powiedziałam dziewczynom, żeby się tak bardzo nie cieszyły z tej wagi.
Mijamy najdalej wysuniętą w przestrzeni kosmicznej bazę, ale nie prowadzą tu już żadnych badań. Niedługo baza będzie zlikwidowana. Podobno na jej miejscu ma powstać Biedronka albo jakiś bank.
Tracimy łączność z Houston. Nie ma już pola, tzn. zasięgu. Aga mówi pola, ale ona jest z Krakowa.
Słońce coraz większe… Robi się coraz cieplej. Wreszcie!
Kolejna awantura. Irinie zginął krem do opalania.
Analizujemy próbki ziemi i skał przywiezione z Wenus przez sondę kosmiczną. Ślady życia, jakie na planecie odkryła sonda wyraźnie wskazują, że mogą to być wysoko rozwinięte organizmy. Jutro wchodzimy w orbitę Wenus. Pojutrze lądowanie. Wszystkie jesteśmy podekscytowane. Rozgorzała dyskusja o tym co, a nawet kogo możemy tam spotkać?
Łazienka oblężona, pożyczamy sobie nawzajem lokówki, kremy. Jest super!
Lądowanie. Trochę się pogubiłyśmy i ostatecznie lądujemy w innym miejscu niż to zaplanowane przez Houston, ale co tam, i tak nas nie widzą.
Awantura przed wyjściem z rakiety, bo Ewelina ma butlę z tlenem nie pod kolor kombinezonu. Anna mówi jej, że jak chce to może iść bez butli, bo dotleniać i tak nie ma czego.
Martyna chce koniecznie wychodzić pierwsza. Była już na Księżycu, na dnie Rowu Mariańskiego, na Mount Evereście, wjechała na rolkach na Kilimandżaro w nocy… Tutaj jest na doczepkę. Podobno wyprawę sfinansował jej kolejny mąż – arabski szejk.
Idź pierwsza – mówię do niej – i rób zdjęcia wszystkim dziewczynom, nie tylko sobie!
Wychodzimy. Gorąco!
Chyba się zgubiłyśmy, a nie ma kogo spytać. Trzeba czytać tę cholerną mapę. Pobieramy próbki: piasek, jakieś kamyki, pyłki. Nuuda…
Ance chce się siku. Wracamy do rakiety.
Wyniki wstępnych analiz potwierdzają nasze przypuszczenia – znalazłyśmy pierwsze ślady życia.
Kolejne dni przynoszą kolejne odkrycia. Natrafiamy na coś na kształt obozowiska prymitywnych istot. Potem na istoty: niewielkie szmaragdowo-błękitne (zmienić na zielono – niebieskie w raporcie do Houston), oślizłe, glutowate, nieciekawe. Nie widzą nas jeszcze, leżą na ziemi, jakby spali albo odpoczywali. W oddali dostrzegamy kolejne istoty. Te wydają się nieco ładniejsze, zajęte są pracą: kopią w ziemi, noszą coś w wielkich koszach na głowach, część z nich trzyma na rękach mniejsze gluty – to mogą być ich dzieci.
Chyba obudziłyśmy tych leżących na ziemi. Podnoszą się. Pierwszy, historyczny kontakt! Wszystkie chcemy być miłe, pozdrawiamy ich, uśmiechamy się…
Oni nic, gapią się tylko na nasze cycki.
Wracamy do rakiety.
Zastanawiamy się czy odkryłyśmy coś szczególnego?