Codziennie rano wstaję o szóstej i zanim wszyscy się obudzą wycieram ze stołu popiół, który nie trafił do popielniczki, plamy po piwie, które przypadkiem rozlało się w emocjach podczas nocnej gry w Wiedźmina. Otwieram okno, żeby wywietrzył się smród meliny. Ściany i meble i tak będą śmierdzieć, ale przynajmniej zachowam jakieś pozory przed dziećmi. Nie jestem wyspana, bo o drugiej w nocy mój mąż obudził mnie, gdy zabrakło mu piwa. W końcu szkoda wydawać na taksówkę, która dowiozłaby je do domu. Z taką rozrzutnością nigdy nie wyprowadzimy się od jego mamy.
Robię sobie kawę, rozkoszuję się chwilą ciszy. Potem budzę dzieci, przygotowuję i zawożę je do przedszkola. Gdy wracam, mój mąż czeka na śniadanie. Koniecznie musi być świeży chleb. Kupiłam go po drodze za 20 zł, które dostałam wczoraj na zakupy. Prowadzimy razem firmę, ale to on ma karty do kont. Co za różnica, przecież i tak wszystko kupujemy zawsze razem. Na śniadanie najlepiej zrobić coś tłustego i słonego, bo po wczorajszym piwnym wieczorze on nie czuje smaku. Roztopiony żółty ser zawsze się sprawdza i nigdy nie jest “ch**owy jak barszcz”. Robię zapiekanki. Jeden powód do awantury mniej. Drugiego też nie będzie, a przynajmniej nie mnie się dostanie. Wina za ewentualny problem ze znalezieniem którejś części garderoby spadnie na jego mamę. Rok temu się zbuntowałam i powiedziałam, że ręcznie prać nie będę, a według niej, jej syn ma zbyt delikatną skórę na pranie mu rzeczy w pralce.
Gdy będzie już gotowy, po długiej kąpieli, która zmyje z niego resztki smrodu wczorajszego alkoholu, zejdziemy do biura. Będę się uśmiechać. Cały dzień będę wykonywać jego chaotyczne polecenia. Każdy przelew, który zrobię, zrobię z nim za plecami. Niech widzi, że jestem uczciwa. Z tego też powodu wszystko robimy razem. Razem jeździmy do klientów, na pocztę, do sklepu. Jego poprzednie związki skończyły się zdradą, więc ma prawo być nieufny. Nie mam nic na sumieniu, to chyba żaden problem, a nawet wygoda – w passacie TDI zawsze to przecież przyjemniej się jedzie niż w autobusie. I czasu mniej się traci.
Po pracy odbierzemy dzieci z przedszkola. Ja zajmę się nimi i obowiązkami domowymi. On pojedzie na miasteczko studenckie spotkać się ze znajomymi, albo zacznie grać w Wiedźmina. Czasem pojedziemy z dziećmi do Smykolandu, gdzie w spokoju wypijemy kawę. Może uda mi się poczytać.
Wieczorem, gdy dzieci pójdą spać, a on będzie się odprężał przy pomocy piwa, usiądę do księgowości. Albo będę miała chwilę dla siebie. Ucieknę w świat książek. Nie skupię się całkiem na lekturze. Będę nasłuchiwać odgłosu kroków na schodach, by w razie czego udawać, że śpię. Brzydzę się jego zapachu. Kwaśny, przetrawiony alkohol wymieszany z ukraińskimi papierosami.
Ach nie! Mężowie mi się pomylili. Tamto małżeństwo zakończyłam po siedmiu latach. Decyzję o odejściu podjęłam już wcześniej, ale ciągle dawałam mu “ostatnią” szansę. Dokładnie pamiętam moment kiedy pomyślałam, że dłużej już nie wytrzymam. Właśnie urodziłam córkę. Jej przyjście na świat trochę nas zaskoczyło, do terminu były jeszcze dwa tygodnie, a do tego sam poród był tak błyskawiczny, że nie zdążyłam zabrać ze sobą niczego do picia. Gdy było po wszystkim, poprosiłam go, żeby kupił mi wodę. Nie kupił. Była noc, sklepy zamknięte, a w automacie w szpitalu były tylko półlitrowe butelki po cztery złote za sztukę. On się w ch**a przecież nie da robić. Załatwił mi kubek kompotu od pielęgniarek. Dobry pan. Do jedenastej kolejnego dnia czekałam, aż ktoś przywiezie mi wodę. Była to moja mama, która przybiegła do mnie najwcześniej jak mogła. Nie pospieszałam jej, bo musiałabym się przyznać dlaczego.
Mówi się, że życie zmienia się mniej więcej co siedem lat. Sześć i pół roku po odejściu od pierwszego męża drugi raz wyszłam za mąż za Roberta. Za konserwatystę. “Konserwę” z wolnorynkowym podejściem do ekonomii, za “prawicowego oszołoma” ceniącego tradycyjne wartości rodzinne. W naszym domu na półkach stoją książki Łysiaka i Ziemkiewicza. Jest Zychowicz i Magdalena Ogórek. Jednak mój konserwatywny mąż nie zamyka się na jeden światopogląd. Mamy Gretkowską, mamy historię z drugiej strony, czyli Stommę. Mamy dużo beletrystyki – kilka pozycji nagrodzonych Nike. To taka lewicowa nagroda, sami wiecie. Mój pierwszy mąż nie znał w ogóle tych nazwisk. Może poza Magdaleną Ogórek, bo to “niezła d**a”.
Wczoraj rano obudził mnie synek. Byłam wykończona, bo nie spał pół nocy. Popatrzyłam na Roberta – Weź go, ja muszę jeszcze odpocząć. – powiedziałam. Zajął się nim bez słowa. Spałam spokojnie, bo mój konserwatywny mąż wie, jak się zmienia pieluchę i nie brzydzi się tego robić. Gdy wstałam, dostałam kubek pachnącej kawy. Jak niemal codziennie. Kuchnia, którą wczoraj zostawiłam nieuporządkowaną, bo nie miałam już siły, lśniła. Obudziłam dzieci, zrobiłam im kanapki do szkoły.
Gdy Robert jest w pracy, ja jestem w domu z dwójką maluchów. Niemal codziennie gotuję dwudaniowy obiad, dwa razy dziennie odkurzam, dwa razy dziennie robię pranie. Najczęściej jednak popołudniami w domu jest bałagan. Przy czwórce dzieci nie da się wszystkiego samemu ogarnąć. Wieczory spędzamy na wspólnym zajmowaniu się dziećmi. Oboje coś w międzyczasie sprzątając, poprawiając, myjąc, układając. Końca nie widać. Żadne z nas nie ma do drugiego pretensji, że jest zmęczone, albo że na jego głowę tego dnia spadło więcej obowiązków. Często zamykam się sama w pokoju, aby popracować lub przerobić lekcję jakiegoś kursu online. Wtedy Robert zajmuje się wszystkim. Gdy trzeba posiedzieć ze starszakami nad lekcjami, robimy to na zmianę, zależy od przedmiotu. Na mnie spadają te ścisłe. On ogarnia humanistyczne.
Aby nie oszaleć od siedzenia w domu, często popołudniami wychodzę sama lub z którymś ze starszych dzieci na dwie, trzy godziny. Robert nie dzwoni z pytaniami gdzie jestem, co robię i kiedy wrócę.
Każde z nas ma swoje konto i swoją kartę do bankomatu. Nie rozliczamy się z wydawanych pieniędzy. Właściwie do końca nie wiem, ile wydajemy, bo znam tylko swoje wydatki. Za wszystko płacimy na zmianę. Oboje pracujemy w wolnych zawodach, więc przelewy nie przychodzą nam regularnie. Kto ma akurat pieniądze, ten robi zakupy, czy tankuje auto. Żadne z nas nie przegląda drugiemu paragonów. Gdy nie mam pieniędzy na koncie – Robert robi mi przelew. I odwrotnie.
Żyję z poczuciem, że mam od niego wsparcie w każdym aspekcie mojego życia, zarówno w tych prozaicznych, jak dzielenie się obowiązkami domowymi, jak i w każdej istotnej decyzji. Jestem zachwycona jego więzią z dziećmi.
Nasz dom pachnie świeżym praniem, zupą jarzynową, sernikiem i kwiatami, które mój mąż często kupuje. Nie alkoholem i papierosami, chociaż alkoholu mamy w nim sporo. Oboje właściwie nie pijemy, więc te wszystkie butelki, które dostajemy przy różnych okazjach, stoją i się kurzą. Wiem, że gdyby w nocy coś stało się któremuś dziecku, każde z nas będzie mogło wsiąść do samochodu i pojechać na SOR. To Robert zostawał ostatnio z Polą na noc w szpitalu. Jako chyba jedyny tata na oddziale. Mój mąż sam czyści swoje buty i pierze swoje kurtki, plecaki, czy ciuchy robocze. Wie, gdzie jest proszek do prania i czym się myje kibel. Gdybym chciała wyjechać na weekend, nie musiałabym zostawiać mu pudełek z obiadem na każdy dzień. Sam sobie i dzieciom go ugotuje.
Tworzymy rodzinę wielodzietną, do tego patchworkową – wypisz wymaluj patologia 500+ i ciemna sprzedajna masa. Wiele kobiet mi współczuje, bo siedzę “ograniczona, zamknięta w domu, ciągle w garach i pieluchach”. Ja jestem natomiast spokojna, bo z doświadczenia ze starszymi dziećmi wiem, że czas pampersów bardzo szybko mija, a potem zostają tylko wyrzuty sumienia, że nie poświęciło się dzieciom odpowiedniej ilości czasu. Staram się pracować wieczorami i w weekendy, aby nie wypaść z rynku i oderwać się od obowiązków domowych. Gdy najmłodszy synek pójdzie do przedszkola, wtedy wrócę do pracy.
Szacunek do żony (i do kobiet w ogóle) nie ma nic wspólnego z poglądami politycznymi. To kwestia wychowania, środowiska, w którym się wyrosło, wzorców, jakie wynosi się z domu i inteligencji. Konserwa i prawicowy oszołom? Trudno. Mnie pasuje. I nawet do głowy mi nie przychodzi, żeby udawać, że śpię…

Jak Ci powiedziałem na samym początku znajomości Twój ex to idiota
Ha ha! Faktycznie ❤️
Podziwiam, że tyle wytrzymałaś. teraz trafiłaś na swoje szczęście, Los odpłaca Ci za przepłakane lata. Ja bym tkwiła w toksycznym związku gdyby nie odkrycie “innej” orientacji byłego (dostał by kolejną szansę). Teraz czytając o Twoim obecnym mężu to jakbym czytała o swoim. oglądałam Cię w PnŚ i życzę powodzenia w sądzie. Niestety “byli” zawszę jak pies ogrodnika potrafią być.
Dzięki!
Myślę, że każdy może być szczęśliwy, trzeba sobie na to tylko pozwolić 😉
Tak czytam i czytam. I się zastanawiam, jakim skurwysynem był twój pierwszy mąż. Wybacz że tak napisałam, ale to jedyne słowo, określające jego trafnie. A drugi mąż? Skarb! Wiesz co jest patologią? Ludzie którzy zaglądają innym do portfela i rozliczają, ich nie ze swoich pieniędzy i mierzą ich swoją miarką. Więc nie przejmuj się nimi, bądźcie szczęśliwi! Patrzcie nadal w tą samą stronę! No i chyba znalazłam normalnego bloga, pozdrawiam! 🙂
Cieszę się, że odnalazłaś spokój i wsparcie w prawdziwym mężczyźnie, czasem wiele kobiet tkwi w takich nieszczęśliwych związkach za długo, dając się wykorzystać. Pozdrawiam!
Fantastycznie, że miałaś odwagę oderwać się od tego, co tak brutalnie ściągało Cię w dół, było w zasadzie zbędnym balastem. Cudownie, że nowy partner okazał się kimś, kto wprowadził normalność, szacunek i miłość.
Jak ty dałaś radę, wytrzymać tyle lat z taką osobą?
Teraz, z perspektywy czasu, gdy pomyślę o tym, cała sytuacja wydaje mi się szokująca. A opisałam tu jedynie skrawek. Wtedy odbierałam to zupełnie inaczej. Wiele czynników składa się na to, że kobiety tkwią latami w takich przemocowych związkach. Ale to temat na kolejny wpis. Korzystałam z pomocy psychologa, by wrócić do normalnego postrzegania świata i ludzi.
Byłam z konserwa i odeszłam. Do paychopaty okazało się po czasie… I tęsknie za chwilami z prawicowym oszolomem z ktorym można było porozmawiać na poziomie. Ogólnie bravo Ty