You are currently viewing Mądrzejsza o tydzień. #5 Jak to wszystko ogarnąć?

Mądrzejsza o tydzień. #5 Jak to wszystko ogarnąć?

Kilka dni temu opublikowałam listę rzeczy do zrobienia tego dnia. I wcale to nie była jakaś wyjątkowa lista. Ot, dzień jak co dzień. Ostatnio czas mamy faktycznie wypełniony po brzegi. W zeszłym tygodniu mieliśmy do obskoczenia EEG, psychiatrę i korepetycje Pitera, trening Gabi, laryngologa Poli, trzeba było zorganizować stroje na bal przebierańców maluchów, w międzyczasie do Gabi wpadli znajomi ze swoimi psami (osiem osób plus trzy psy w domu – nasza Nela była w siódmym niebie, chociaż nie nadążała w zabawie za młodszymi kawalerami). Poza tym dwa wypady do kina w podgrupach, kilka godzin w galerii na zakupach z Gabi, dzień w banku i na zakupach z Wojtkiem, ogarnięcie ofert na okna, budowa, doradca kredytowy, praca zawodowa moja i Roberta. Przy sześciu osobach zakupy robimy właściwie codziennie, do tego obiady, jedna-dwie pełne pralki dziennie, odkurzanie również przynajmniej raz na dobę, zmywarka – raz lub dwa. Udało mi się umyć lampy, wyszorować niemal na kolanach podłogę, doczyścić kuchenny okap. Jak zawsze dochodzą do tego obowiązki związane z kocią kuwetą, zmianą podłoża świnki morskiej, wyczesaniem psa i karmieniem chomików (to już Gabi). W zeszłym tygodniu również ogarnęliśmy comiesięczne przelewy.

Pola jest dzieckiem bardzo wysokowrażliwym. Niestety często zdarza jej się odreagowywać wyjście z przedszkola. Potrafi krzyczeć całą drogę do domu i jeszcze przez bitą godzinę po przyjeździe. W piątek wpadła w taką histerię, że na siłę włożyłam ją do fotelika samochodowego i pojechałam do pracy Roberta, aby się nią zajął. Moja cierpliwość się wyczerpała. Wróciliśmy do domu, a ja zamknęłam się w sypialni, żeby odpocząć.

Taki tryb życia sprawia, że często, kolokwialnie mówiąc, padamy na pyski. Bo przecież pomiędzy tymi wszystkimi obowiązkami i rzeczami do załatwienia trzeba znaleźć czas na zwyczajne pobycie ze sobą, na upieczenie ciasta z maluchami, na zabawę klockami, na odcinek serialu z którymś z dzieci, na rozmowy i na wysłuchanie muzyki, którą w linkach podsyła mi Piter. W tym tygodniu, szczerze mówiąc, nie pracowałam zbyt wiele. Często mnie to frustruje.

Z drugiej strony satysfakcja z efektów wysiłku i owoców włożonej w to wszystko pracy jest ogromna. I chyba to właśnie satysfakcja jest motorem napędzającym naszą szaleńczą rodzinną machinę. Bardzo do myślenia dała mi psychiatra, z którą zamieniłam kilka słów w trakcie wizyty z Piterem. Pewne przemyślenia i obserwacje kołatały mi się po głowie już dawno, jednak kłóciły się one zupełnie z mainstreamową retoryką. Teraz dowiedziałam się, że nie są to tylko moje obserwacje i przemyślenia, ale też poważny problem związany ze zdrowiem psychicznym wielu młodych ludzi.

W ostatnich latach możemy zaobserwować kompletną zmianę ideałów. Hart ducha? Ciężka praca? Służba na rzecz innych? Gdy mówi się o wysiłku, to tylko o tym na rzecz siebie i swojego rozwoju. Ale pod warunkiem, że masz na to ochotę, bo jeżeli nie, to nie musisz i nic nikomu do tego. Jesteś dobry taki, jaki jesteś. Jesteśmy zalewani poradami, jak zadbać o własne szczęście, jak osiągnąć równowagę, jak układać własne życie. Trendy wychowawcze skupiają się na pokazywaniu dziecku/nastolatkowi, że ma prawo do złości, krzyków, buntu, gdy jego potrzeby nie są zaspokojone, nie mówi nic na temat potrzeb innych członków rodziny, ani o tym, że zachowanie każdego z nas ma wpływ na pozostałych. Rodzina przestaje być wartością. Wzajemna odpowiedzialność jest uważana za coś głupiego i przestarzałego. Młodzież bardzo skupia się na sobie, na analizowaniu tego, co posiada, lub czego nie ma, na porównywaniu się z innymi i na szukaniu w zewnętrznym świecie przyczyn swoich porażek.

Ludzie nastawieni są na to, co łatwo przynosi efekty. Robert, gdy na ten temat rozmawiamy, określa sytuację “pokoleniem bez wysiłku, bez bólu i bez zmęczenia”. W pełni się zgadzam. Media społecznościowe krzyczą, aby dbać o siebie, być dla siebie dobrym, czułym i łagodnym. Słyszymy o konieczności pełnej akceptacji dzieci takimi, jakimi są. Wymagania traktowane są jak tresura. Uczymy dzieci skupiać się na tym, co może je urazić, czego inni nie powinni mówić, i jak nie bać się zwrócić komuś uwagi, gdy jego słowa w naszym mniemaniu nas krzywdzą, zamiast pracować nad zdroworozsądkowym podejściem do krytyki. Nie zwracamy uwagi na to, że dziecko nie ma jeszcze odpowiedniego życiowego doświadczenia, aby móc w pełni decydować o sobie, a jasno postawione przez nas zasady pomogą mu poruszać się w świecie.

Do tej pory bałam się użyć tych słów, bo wydawało mi się, że tak wiele internetowych psychoedukatorek nie może się mylić. A jednak specjalistka, z którą rozmawiałam, zwróciła mi uwagę, że panuje moda na zaburzenia i jest to bardzo szkodliwy trend. Ludzie, którzy nie radzą sobie wychowawczo, na siłę szukają w swoich dzieciach nieprawidłowości psychicznych. Zgłaszają się po diagnozę, a gdy jej nie dostaną, wystawiają negatywną recenzję na “znanym lekarzu” i szukają dalej. W końcu znajdzie się ktoś, kto przytaknie, potwierdzi. Ten ktoś dostanie dobre recenzje i możliwość podniesienia stawki za wizytę, a rodzic wszystkim wokół opowiada o tym, jak trzeba walczyć, chodzić, upominać się o swoje. Rynek zalany jest kiepskimi psychoterapeutami, w których interesie jest podtrzymywać panujący trend.

Nikt już nie ma nadwagi, bo prowadził niewłaściwy styl życia. Wszyscy mają hashimoto i insulinooporność (sama mam, ale nadliczbowe kilogramy wzięły się u mnie z olewania zaleceń lekarzy). Jasne, te dwie dolegliwości utrudniają normalne funkcjonowanie, ale powinniśmy zdać sobie sprawę, że diagnoza to tylko wyjaśnienie, dlaczego jest trudniej, i wcale nie zwalnia nas ona z pracy nad sobą, a wręcz stanowi informację, że trzeba włożyć w tę pracę więcej wysiłku. Dzisiaj nie można powiedzieć, że ktoś jest leniwy – należy powiedzieć, że nie posiada zasobów psychicznych lub możliwości. Sprawa z głowy, nie trzeba nic robić.

Oczywiście, bardzo wiele jest osób, które faktycznie wymagają od siebie zbyt dużo i muszą nauczyć się odpuszczać. Są osoby dla siebie samych wręcz okrutne. Są ludzie chorujący na depresję i warto o tym mówić. Są osoby ciężko doświadczone przez los i takie, które przeżyły traumę. Im należy się pełne wsparcie i zrozumienie. Jednak we wszystkim musimy zachować umiar i nie wrzucać wszystkich do jednego kotła.

Szukanie problemów na siłę, wręcz pławienie się w swoich ograniczeniach i nieszczęściach, zwracanie na siebie nimi uwagi, powoduje, że życie przecieka nam między palcami. Ciągłe rozdrapywanie swoich ran, szukanie winnych i zewnętrznych powodów własnych porażek, skupianie całej swojej energii na sobie, nie przynosi szczęścia. Sprawia, że stajemy się toksyczni dla otoczenia. Poza tym wystarczy prześledzić doświadczenia poprzednich pokoleń, aby z łatwością się przekonać, że egoizm, hedonizm i stawianie siebie (i swoich potrzeb) w centrum uwagi, nigdy nie kończy się dobrze.

Jak postępować z dziećmi? Stawiać granice, wyznaczać ramy, stosować się do zasad panujących w jednostce społecznej, którą jako rodzina tworzymy. Pamiętać, że dziecko (nastolatek) z racji nie do końca ukształtowanego mózgu, nie zawsze jest w stanie określić prawidłowo sytuację. Wymagać, ale wspierać. Dawać przykład, uczyć, że porażki się zdarzają, ale to nie koniec świata, a wręcz dobra nauka do wyciągnięcia wniosków na przyszłość. Dawać przestrzeń do samodzielności i jej wymagać jednocześnie wyposażając w narzędzia.

Uczyć szanować siebie, ale z poszanowaniem innych ludzi. Podkreślać, że nie żyjemy na świecie sami, że jesteśmy odpowiedzialni za siebie, ale też za innych i za relacje jakie z nimi tworzymy. Człowiek jest zwierzęciem stadnym. Potrzeba akceptacji i przynależności do grupy to atawizm. Nie pozbędziemy się tego. Wspólna praca na rzecz wspólnego dobra, ale z poszanowaniem indywidualności każdego z nas (bo różni ludzie mogą w jednostce społecznej pełnić różne role), to sposób na spokój i szczęście.

Mając odpowiednie psychiczne fundamenty (mogę podziękować za to swoim i Roberta rodzicom), wszystkie niedogodności, jakimi są zmęczenie i niekończące się obowiązki, przestają tak bardzo przerażać. Zasoby, które daje satysfakcja z dbania o innych, nie zapominając w tym o sobie, to po dobrych relacjach i zdrowiu, największa wartość rodziny. To sposób na to, żeby czuć się w życiu spokojnie i bezpiecznie, bo wiemy, że każde z nas skoczy za drugim w ogień. Że razem stanowimy siłę i swoje wzajemne oparcie. W takich warunkach, damy radę ogarnąć dużo więcej, niż nam się wydaje. Dojrzała miłość, to dawać z siebie i wymagać.

Zazdrość, złośliwość, nieuzasadnione pretensje, biorą się z kompleksów i niskiego poczucia własnej wartości, a te bardzo często wynikają ze zbytniego skupiania się tylko i wyłącznie na sobie lub wręcz odwrotnie – ze skupiania się tylko i wyłącznie na innych i oczekiwania wdzięczności.

Zdrowy rozsądek i równowaga to wartość na wagę złota w czasach, w którym przyszło nam żyć. A czasem to tylko kwestia perspektywy 🙂

Ps. Zastanawiałam się długo nad publikacją tego tekstu. Ostatecznie przekonał mnie artykuł, na który się wczoraj natknęłam. O ten: https://magazynkontakt.pl/na-instagramowej-kozetce-niebezpieczenstwa-internetowej-kultury-terapeutycznej/?fbclid=IwAR3eN6TjhrOHGa0yPmZGStbMbiHcVoEquC–boAlYmqD9fNE-R7afXqdCEk

Dodaj komentarz